piątek, 29 lipca 2011

Blisko ale nadal daleko –witamy w Polsce!

Wszem i wobec pragnę wszystkich zainteresowanych poinformować, że prawie dwa tygodnie temu, bezpiecznie i bez większych przygód, przefrunęliśmy z Hanoi do Warszawy. Ciekawostką jest to, że trasa ta, podniebna, obsługiwana przez Polskie Linie Lotnicze LOT, skierowana jest wyraźnie do przedstawicieli wietnamskiej społeczności w Warszawie, którzy to stanowili 90% pasażerów samolotu. A my naiwni, myśleliśmy, że LOT promuje przeloty wakacyjne Polaków do Azji ;). Ale rzeczywiście, biorąc pod uwagę, znikomą liczbę Polaków spotkanych na „azjatyckim szkalu” to rozumiem. Ale mniejsza z tym.

Nasz początkowy plan podróży zakładał, że po Wietnamie udamy się do Laosu i potem dalej do północnej Tajlandii, lecz ze względu na to, że trochę zmęczyliśmy się podróżą (tak, tak) postanowiliśmy przylecieć do Polski trochę wcześniej. Skorzystaliśmy więc z tej okazji, że LOT ma bezpośrednie połączenie z Warszawą.

Drugim powodem był fakt, że po analizie progresywno-wtórnej doszliśmy do wniosku, że łatwiej będzie się dostosować do rodzimej rzeczywistości w okresie lipcowo-sierpniowych upałów ;-) niż w czasie październikowo-listopadowej „pory deszczowej”.

Na razie, po wylądowaniu „w Stolycy” działamy w lekkim amoku. Zdążyliśmy już znaleźć sobie ‘lokum’, w którym planujemy powiesić ubrania na wieszakach w szafie na dłużej niż tydzień. Jak już staniemy na nogach i przestaniemy chodzić na rzęsach, to zapraszam do kontynuacji opowieści o naszej podróży. Oczywiście wszystkie wiadomości skrupulatnie czytamy i bardzo za nie dziękujemy. Obiecuję, że jak tylko znajdę chwilę dłuższą niż chwila, to na nie odpowiem.

Tymczasem pozdrawiam Was wszystkich i dziękuję za cierpliwość.

_LMP1939_LMP1959
W przestworzach. Lądowanie wczesnym rankiem.

czwartek, 14 lipca 2011

Wakacyjna przerwa ;)

Uprzejmie informuję, że nastąpi chwilowa przerwa w aktualizacji bloga wynikająca z natłoku wrażeń tudzież wydarzeń oraz z prozaicznego powodu - braku czasu. Nowe wpisy pojawią się, mam nadzieję, jeszcze w tym miesiącu. Niemniej jednak, wszystkich tu zaglądających serdecznie pozdrawiam!

poniedziałek, 4 lipca 2011

Ryba panga z rzeki Mekong

Tak jak wspominałam w poprzednim poście, Chau Doc słynie z hodowli ryb, które znajdują się pod domami dryfującymi na rzece Mekong. Wygląda to tak, że pod każdym domem, a właściwie pod podłogą, zawieszona jest klatka z metalowej siatki, w której pluskają się rybki (a jest ich mnóstwo). Ryba ta, w Polsce znana jako panga*, występuje w stanie naturalnym w rzece Mekong w Wietnamie i w rzece Chao Phraya w Tajlandii. Te, które trafiają na eksport jednak, pochodzą z tych właśnie „domowych” hodowli.

Nazewnictwo jest trochę niejasne, ale wydaje mi się, że gatunki te znane są zbiorczo jako:
- „panga” w Polsce,
- „basa fish” w Australii i w USA,
- „river cobler” w UK.

A tutaj filmik pokazujący dokarmianie ryb.

niedziela, 3 lipca 2011

Pierwsze kroki (a właściwie raczkowanie) w Chau Doc

Pierwsze dni w Chau Doc minęły nam - powiedzmy sobie szczerze - dosyć smętnie, mimo, że w gruncie rzeczy jest to bardzo przyjemne wietnamskie miasto. Po spędzeniu miesiąca w spokojnej i romantycznej Kambodży, gdzie jedynym właściwie dokuczliwym elementem był przeraźliwy upał (kwiecień to najgorętszy miesiąc w roku), Wietnam nas trochę zaskoczył i zgubił, na początku. Otumanieni i wyczerpani na próżno próbowaliśmy wkręcić się w tryby wietnamskiego kołowrotku, niezdarnie wypadając z „kwadratowego koła”. Pierwszym elementem mieszanki wybuchowej był i jest (jak można się zresztą spodziewać) - ruch na drodze. Stała obecność i wszędobylskość motorków oraz totalny brak zasad logicznych i zdroworozsądkowych zachowań na drodze nie tylko zastanawia, ale po prostu wkurza! Drugą rzeczą, do której musieliśmy przywyknąć, było kompletnie inne jedzenie, potrawy oraz przyprawy. Trzecią to język i zachowania ludzi. To wszystko sprawiło, że robiliśmy tylko krótkie wypady do okolicznych przybytków i przez dwa dni orbitowaliśmy wokół bezpiecznej hotelowej planety.

W końcu jednak zebraliśmy się w sobie i postanowiliśmy zorganizować sobie małą wycieczkę łodzią po nieznanej okolicy. Udaliśmy się, więc do miejsca, skąd wypływają łódki na pobliski targ rzeczny i zaaranżowaliśmy sobie 2-godzinną wycieczkę drewnianą łupiną. Oczywiście, łatwiej byłoby całą taką sprawę zaaranżować przez hotel, ale większą satysfakcję sprawia, gdy ma się kontrolę nad tym, co się chce zwiedzić a opłata trafia bezporednio do przewodnika aniżeli do pośrednika. Czasem jednak całe to załatwianie wszystkiego ‘po swojemu’ nie jest wcale takie łatwe (a nawet może nam przysporzyć nieprzyjemności). O tym jednak napiszę innym razem.

2011_05_25 D159 Chau Doc to Can Tho 0962011_05_25 D159 Chau Doc to Can Tho 095
Targ rybny w Chau Doc. Kogut też czeka na potencjalnego klienta (na ulicy w mieście).

sobota, 25 czerwca 2011

Autobusom dziękujemy. Z Kambodży do Wietnamu łódką.

Po złożeniu odwiedzin u delfinów w Kratie, powróciliśmy do starego, dobrego Phnom Penh. Wobec tego, że w Kambodży spędziliśmy cały prawie miesiąc i nasze wizy były już bliskie wygaśnięcia, nadszedł czas najwyższy, żeby udać się w kierunku Wietnamu. Większość turystów podróżuje z Phnom Penh do Sajgonu (HCMC city) autobusem. Różne słyszy się historyjki, że podróż autobusem jest długa, że niewygodna (hehe, ależ mi nowość ;)), że autobus na promie pozostaje zamknięty jak w puszce i nie można opuścić pokładu (no, to już gorzej; a co jak się prom ‘przekipnie’?) itp, itd. Ponieważ byliśmy już wtedy w stadium galopującego autobusowstrętu, postanowiliśmy zamienić nasz styl podróży z lądowego na wodny i do Wietnamu dotrzeć łódką.

Bilety zarezerwowaliśmy przez biuro turystyczne (bo hotele oczywiście polecają tylko autobusy ponieważ autobus=prowizja od biletu). Rano tuk-tukiem odebrano nas z hotelu , po czym wsiedliśmy do małej, szybkiej łodzi, którą sunęliśmy po rzece Mekong przez 4 godziny. Na pokładzie było w sumie tylko 5-ciu pasażerów plus dwóch kierowców. Na punkcie granicznym wyskoczyliśmy z łódki by zdobyć stempelek pożegnalny od Kambodży, po czym wskoczyliśmy i  wyskoczyliśmy raz jeszcze, żeby podstemplować paszport ‘na dzień dobry’ w Wietnamie. Cała procedura była bardzo prosta i przyjemna, a podróż łódką o wiele bardziej relaksująca, niż… no wiecie czym ;).

2011_05_22 D156 PP to Chau Doc 0092011_05_22 D156 PP to Chau Doc 012
Motorówka do Wietnamu (Chau Doc) odpływa z centrum Phnom Pehn, w Kambodży.

poniedziałek, 20 czerwca 2011

W drodze do pracy

Przypomniało mi się jeszcze, że spacerując przy rzece Mekong, w Kampong Cham natrafiliśmy na barwną i roześmianą grupę, która pozwoliła nam się obfotografować. Ci ludzie, jechali prawdopodobnie do pracy w jakiejś fabryce, pewnie za kilka centów (!) na godzinę (niestety, takie są tutaj stawki). A czy ty, drogi czytelniku, też masz taki uśmiech na twarzy kiedy jedziesz/idziesz do pracy?

2011_05_18 D153 Kampong Cham 052