Pierwsze dni w Chau Doc minęły nam - powiedzmy sobie szczerze - dosyć smętnie, mimo, że w gruncie rzeczy jest to bardzo przyjemne wietnamskie miasto. Po spędzeniu miesiąca w spokojnej i romantycznej Kambodży, gdzie jedynym właściwie dokuczliwym elementem był przeraźliwy upał (kwiecień to najgorętszy miesiąc w roku), Wietnam nas trochę zaskoczył i zgubił, na początku. Otumanieni i wyczerpani na próżno próbowaliśmy wkręcić się w tryby wietnamskiego kołowrotku, niezdarnie wypadając z „kwadratowego koła”. Pierwszym elementem mieszanki wybuchowej był i jest (jak można się zresztą spodziewać) - ruch na drodze. Stała obecność i wszędobylskość motorków oraz totalny brak zasad logicznych i zdroworozsądkowych zachowań na drodze nie tylko zastanawia, ale po prostu wkurza! Drugą rzeczą, do której musieliśmy przywyknąć, było kompletnie inne jedzenie, potrawy oraz przyprawy. Trzecią to język i zachowania ludzi. To wszystko sprawiło, że robiliśmy tylko krótkie wypady do okolicznych przybytków i przez dwa dni orbitowaliśmy wokół bezpiecznej hotelowej planety.
W końcu jednak zebraliśmy się w sobie i postanowiliśmy zorganizować sobie małą wycieczkę łodzią po nieznanej okolicy. Udaliśmy się, więc do miejsca, skąd wypływają łódki na pobliski targ rzeczny i zaaranżowaliśmy sobie 2-godzinną wycieczkę drewnianą łupiną. Oczywiście, łatwiej byłoby całą taką sprawę zaaranżować przez hotel, ale większą satysfakcję sprawia, gdy ma się kontrolę nad tym, co się chce zwiedzić a opłata trafia bezporednio do przewodnika aniżeli do pośrednika. Czasem jednak całe to załatwianie wszystkiego ‘po swojemu’ nie jest wcale takie łatwe (a nawet może nam przysporzyć nieprzyjemności). O tym jednak napiszę innym razem.
Targ rybny w Chau Doc. Kogut też czeka na potencjalnego klienta (na ulicy w mieście).
Lokalny przwodnik Lyn pokazał nam okolicę jak również swój dom na rzece (na zdjęciu, w tle).
Ludzie żyją w domach przy brzegu oraz w domach na łódkach.
Pływające sklepiki z napojami.
Arbuzowy biznes się kręci.
Nową kreację też łatwo kupić, bo sklepik podpływa pod dom.
Przeprawa motorków przez Mekong. Obok, typowy dom-łódka.
Odwiedziliśmy też wioskę mniejszości narodowej Chamów, którzy teraz są Muzułmanami. Na zdjęciu wnętrze meczetu oraz cmentarz.
Ludzie żyjący na rzece Mekong w Chau Doc utrzymują się z głównie z hodowli ryb.
Wylęgarnie ryb znajdują się pod domami.
Ryby sprzedawane są na lokalnych targach, jednak większość trafia na eksport.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz