czwartek, 27 stycznia 2011

Pacjent z gorączką

Wczorajszy cały boży dzień (Dzień Australii z resztą) spędziliśmy w miasteczku Soveregin Hill. Informacja turystyczna podaje, że na zwiedzaniu turyści spędzają średnio 3 godziny. My tam przebywaliśmy 5 godzin i nadal za krótko! Już na wejściu, co niektórzy dostali dziwnych wypieków na twarzy i z szałem w oczach, dorwali metalowe talerze pędząc w kierunku szarej, rwącej strugi.  Inni, po 10 minutach płukania talerza, chcieli przesunąć się do prawidłowego zwiedzania miasteczka, jednak im nie pozwolono. Zdecydowali się, zatem towarzyszyć gorączkującemu. Po 2 godzinach, które spełzły na niczym, tzn. na poszukiwaniu samorodka, bateria cierpliwości obserwatora została jednak rozładowana. Bez skrupułów, zastosowano wachlarz wyrafinowanych technik perswazji czyli gróźb, nie próśb i gorączkę udało się zbić. Pacjent wyzdrowiał, (choć bardzo się wzbraniał) i zaczęliśmy zwiedzanie. A było co! Sovereing Hill bowiem jest świetnie utworzoną repliką miasteczka z epoki Gorączki Złota, która ogarnęła Wiktorię w 1850-tych.

2011_01_26 D41 Sovereign Hill 0422011_01_26 D41 Sovereign Hill 024

środa, 26 stycznia 2011

Wanna, łóżko i cztery ściany.

Wczoraj wróciliśmy z Tasmanii. Siedzę sobie teraz w namiocie niedaleko Ballarat w Victorii, deszcz bezczelnie dudni w naszą płachetkę (zapowiadali 29C, pogodynka, co jest?), a ja wspominam wczorajszą  kąpiel w wielkiej wannie z bąbelkami. Tak, tak, zaszaleliśmy i na ostatnią noc  po przybyciu promu do Melbourne zarezerwowaliśmy sobie pokój spa w hotelu. Należalo nam sie jednak. Po 25 dniach spędzonych na Tasmanii, codziennym rozkładaniu i składaniu namiotu i całego ekwipunku, w 39 dniu podróży porzuciliśmy nasz żółty domek (ale tylko na chwilę, na szczęście). Fajnie jest docenić dobrodziejstwa cywilizacji jak gorąca woda lecąca z kranu bez limitu (nie trzeba wrzucać monet hihi), ściany nieczułe na wiatr i deszcz. Nie trzeba też szukać latarki podczas nocnej wycieczki do kibelka. Wszystko to piszę oczywiście z przymrużeniem oka, (namiocik, nie gniewaj się), bo my lubimy kempingować i kochamy nasz żółty domek. A dlaczego to napiszę kiedyś w osobnym odcinku. Tymczasem muszę upolować tego komara, co mi lata przed ekranem, bo inaczej zatruje nam noc.Towarzysz Ł. już słodko chrapie nieświadomy zagrożenia. Dobranoc. CDN.

2011_01_15 D30 Port Arthur 002

_LMP0404_LMP0415

 

 

 

 

 

Zamienię widok i szum fal na cztery ściany i bąbelków czar.

wtorek, 25 stycznia 2011

Co można spotkać na tasmańskich drogach –filmik

Jeżdząc po tasmańskich drogach i bezdrożach pasażerowi czasem głowa się kiwa czy chce tego czy nie. Pewnego dnia pasażer ocknął się ze swojego pół-czuwania i oto co zabczył. Czy to sen czy jawa?

czwartek, 13 stycznia 2011

Koniec roku 2010.

Wszystkich odwiedzających i niecierpliwych ;) przepraszam za brak nowości i wiadomości, ale jesteśmy właśnie na Tasmanii (do 24 stycznia) i często nie mamy dobrego zasięgu. Wieczorem, jak się wkulam do namiotu to, że tak powiem ‘padam na pysk’ ze zmęczenia i wrażeń i tylko kangury skubiące trawkę koło namiotu (i czasem chrumkające coś pod nosem) przerywają błogi sen. Żeby się usprawiedliwić, wrzucam parę fotek z końcówki 2010 roku.

2010_12_23 D7 Croajingolong NP 0242010_12_23 D7 Croajingolong NP 030

Park narodowy Croajingolong, NSW, Australia.