Z Bangkoku to Siem Reap w Kambodży (miasta wypadowego do Angkor Watt) jest około 500km. Można tam polecieć samolotem, co jest pewnie najwygodniejsze, ale i stosunkowo drogie (linie Bangkok Airways mają monopol). Autobus też jest opcją, lecz trzeba uważać na ‘skambusy’, czyli turystyczne niby-VIP lub mini-vany, które działają w miejscach turystycznych, a później czeka się nie-wiadomo-jak-długo-i-nie-wiadomo-na-co w-polu lub gorzej. Najciekawiej pokonać ten odcinek zwykłym, poczciwym pociągiem, takim jak jeżdżą normalni mieszkańcy tej krainy. Mimo, że pociąg jest dosyć wolny, to widoki i atmosfera tej podróży wynagradzają ślimaczą prędkość. Przejście graniczne w Poipet cieszy się złą sławą ze względu na zorganizowaną i prężnie działającą tutaj siatkę naciągaczy. Naczytaliśmy się więc o tym, jakie triki są powszechnie stosowane i jakie sidła mogą być na nas zastawione i zaopatrzeni w taką wiedzę, wydawało nam się, że uczestniczymy w przedstawieniu, którego scenariusz dobrze znamy. No prawie. Ale do rzeczy.
A więc, rozdkładając podróż Bangkok-Siem Reap na kawałki wyglądało to tak:
W Tajlandii:
1. Bangkok to Aranyaprathet pociągiem.
2. Aranyaprahet to Poipet tuk-tukiem.
3. Poipet, przejście graniczne na piechotę.
Już w Kambodży:
4 .Poipet do Siem Reap taksówką.
Bilet kolejowy Bangkok- Aranyaprathet, kupujemy na dworcu centralnym w Bangkoku bezpośrednio przy okienku. Na ten pociąg nie ma rezerwacji, więc nie ma potrzeby kupowania biletu wcześniej. Pociąg odchodzi codziennie, 2 razy dziennie: 05:55-11:35 i 13:05 – 17:35.Lepiej jechać porannym pociągiem, ze względu na to, że ma się szansę dojechać do Siem Reap tego samego dnia. Popołudniowy pociąg wymusza nocleg przy granicy.
Mimo dzikiej pory na stacji w Bangkoku znowu sie coś dzieje.
Pociąg Bangkok-Aranyaprathetma ma wagony tylko 3-ciej klasy. Cena jest za to bardzo atrakcyjna (48 Batów czyli mniej niż $1.5/osobę za ponad 5 godzin rozrywki).
Pociąg mknie przez malownicze wioski i pola ryżowe.
Niektórzy pasażerowie siedzą w maskach ze względu na kurz i spaliny.
Sielskie widoki.
Miejscowość po drodze. Kto znajdzie na mapie?
Przekąski, napoje, wilgotne chusteczki a nawet sztyfty do inhalacji można zakupić od sprzedawców wsiadających i wysiadających na niektórych stacjach.
Niestety 40km przed stacją docelową pociąg stanał i już nie ruszył. Lokomotywa prychała, ale nic z tego nie wyszło i okazało się, że jest kaputt. Mieliśmy wybór albo czekać co najmniej 2 godziny na nową lokomotywę, albo szukać alternatywnego transportu.
Wysiedliśmy z pociągu w poszukiwaniu lepszego szczęścia. Upał przeookropny.
W oczekiwaniu na autobus. Podobno jeździ co godzinę.
Lokalni szybko się zorganizowali, żeby dotrzeć do swych miejscowości. Tak, tak wszyscy zainteresowani zmieścili się do tego właśnie samochodu.
Autobus w końcu się pojawił i bez większych ceregieli dojechaliśmy do Aranyaprathet. Okazało się, że Ci, co skorzystali z ‘przysługi’ jazdy w bagażniku dotarli niewiele przed nami.
Mnisi też podróżują ze swoimi plecakami.
Po dotarciu do Aranyaprahet jedyna opcja transportu do Poipet to tuk-tuk. Ceny wydają się być ustalone – 80 Batów za przejażdżkę (2 osoby plus plecaki).
Do Poipet jest tylko około 8km. Wszystko ładnie i pięknie, pędzimy tuk-tukiem. Po jakimś czasie zajeżdżamy do czegoś, co ma wielki napis “Konsulat Kambodży”. Wszyscy panowie ładnie ubrani, w mundurach witają nas z uśmiechem. Nie należy wtedy WYSIADAĆ z tuk-tuka, tylko poprosić kierowcę, że chcemy jechać na granicę i koniec, kropka. Właśnie odwiedziliśmy punkt naciągaczy wizowych, który jest zorganizowany po to, żeby wyłudzić jakieś dodatkowe opłaty w związku z wizą. Prawie się nabraliśmy, bo mundury i plakietki uśpiły naszą czujność, ale tylko na chwilę.
Na granicy w Poipet wiza kosztuje $20/osobę i wyrobienie jej zajmuje 3 minuty, włącznie ze zrobieniem zdjęcia (pod warunkiem, że nie ma kolejek). Wszelkie oferty urzędników dotyczące ‘ekspresowego przetworzenia aplikacji’ za dodatkową opłatą należy grzecznie, ale stanowczo odrzucić.
Na granicy na pewno spotkamy wielu miłych ‘pomocników’. Władowaliśmy się więc do ‘darmowego’ autobusu, który podwozi do postoju taksówek i mini-vanów. Na postoju zaczął się cały cyrk negocjowania cen, w którym uczestniczyło około 15 ‘doradców’.Mini-van kosztuje $10 za osobę i choć wydaje się być dobrą opcją (cyrk jest bardziej zaaranżowany) to tak naprawdę nie jest świetnym rozwiązaniem. Taksówka kosztuje $40-50, więc dzieląc koszt pomiędzy 3-4 osoby, wybór jest prosty. Trzeba po prostu znać cenę jaka obowiązuję na tym ‘rynku’ i wtedy uniknie się niepotrzebnych dyskusji o gwiazdach i galaktykach.
Relaksująca podróż trwa około 1.5h.
Nasz kierowca.
Droga z Poipet do Siem Reap zostala wyasfaltowana w 2009 roku i jest elegancka.
Po dojechaniu do Siem Reap nijak nam się udało przekonać kierowcę, żeby nas podwiózł do naszego wybranego hostelu. Wylądowaliśmy więc na następnym postoju taksówek i tuk-tuków, który wspaniałomyślnie mieści się trochę na uboczu, tak, że nie ma się wyboru, co do środka transportu! Doradcy przekonywali nas, że teraz podwiozą nas darmowym tuk-tukiem do centrum (nieoficjalnie chodzi oczywiście o to, że chcą załatwić nam hotel, od którego dostaną prowizję). Cóż, zaczął właśnie padać deszcz więc wsiedliśmy do tuk-tuka z ‘pomocnikiem’ i po dotarciu do centrum poprosiliśmy go, żeby nas wysadził tu i teraz. Mimo, że mówiliśmy mu całą drogę, że mamy inny hotel, nadal wydawał się zawiedziony (a nawet zły). Cóż, nie udało się tym razem i cały ich chytry plan się rypnął.
Podsumowując, nie taki diabeł straszny i przekraczanie granicy w Poipet, może być prawie bezproblemowe i przy odpowiednim nastawieniu dość zabawne i gdyby nie to, że lokomotywa zaniemogła, cała podróż przebiegła bez większych przygód.
Na pytanie na zdjęciu odpowiadam Nong Saeng
OdpowiedzUsuńhttp://maps.google.pl/maps?q=huay+chot&hl=pl&ll=14.052252,101.570701&spn=0.004564,0.008256&sll=13.792405,102.027283&sspn=0.292412,0.528374&t=h&z=18
Czy odpowiedź prawidłowa?
Remek, gratulacje! Odpowiedź prawidłowa :)
OdpowiedzUsuń