Z Ko Lipe przemieściliśmy się na jedną z sąsiednich wysp - Ko Bulon Lae, podróżując przez niecałą godzinę motorówką i potem lokalną, drewnianą łodzią do brzegu. Wyspa ta, nie jest bardzo znana wśród turystów, co jest jej największą zaletą (pewnie im więcej sie o niej pisze, tym to się zmieni, ale co tam). Miejsce to polecił nam Dennis, którego poznaliśmy na Tasmanii, gdy po raz kolejny podróżował w Australii rowerem wraz z przyczepką i całym sprzętem kempingowym. Jest to bardzo spokojna wyspa, na której znajduje się kilka małych hoteli- restauracji, mala wioska, szkoła, i nawet mini posterunek policji. Zakwaterowanie jest dostępne w kilku resortach, my akurat wybraliśmy Marina Resort, w stylu ‘domki na palach’. Dostępna jest tylko zimna woda, a prąd z generatorów przez 3 wieczorne godziny, ale nie po to się tu przybywa, by doświadczać miejskich luksusów, nieprawdaż?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz