Wyspa Penang, to obok Melaki, drugi historyczny port Malezji. Wyspa jest bardzo rozwinięta (może nawet aż za dobrze, bo wieżowce dominują panoramę wyspy) i łatwo jest się po niej poruszać. Stare miasto w 2008 roku dostało się na listę UNESCO, co pomaga kontrolować kierunek rozwoju i cel wykorzystania budynków. Pod względem turystycznym, jest tutaj dość sporo atrakcji i można by spokojnie spędzić tydzień, codziennie odwiedzając nowe miejsca. My zostaliśmy tutaj 3 dni, i zdołaliśmy:
- obejść starówkę, ruiny fortu i kolonialne budynki,
- odwiedzić dwie świątynie buddyjskie (w tym leżącego buddę),
- wybrać się do tropikalnego ogrodu przypraw i uświadomić sobie, że przyprawy, których używamy, wyglądają dość niepozornie jako rośliny,
- załatwić 60-dniową wizę do Tajlandii, która jest teraz darmowa (Tajowie zawsze mają jakieś ‘promocje’ wizowe).
Penang to także kulinarna stolica Malezji, ale o tym, w następnym odcinku.
Podróż autokarem z Kota Bharu do Butterworth trwa ponad 5 godzin.
Potem wskakuje się na prom i w 10 minut można dopłynąć na wyspę Penang, do miasta Georgetown.
Ruiny fortyfikacji.
Penang był najczystszym miejscem, jakie odwiedziliśmy w Malezji. Rozbudowana sięć autobusów powoduje, że łatwo jest się poruszać po wyspie. Po okazaniu paszportu, turyści mogą zakupić 7-dniowy bilet na wszystkie autobusy. W ścisłym centrum jeździ też darmowy autobus.
Jak dwie krople wody.
Byddyjska świątynia Dhammkarama. Jedyna birmijska świątynia w Malezji, założona 1803 roku.
Świątynia leżącego buddy.
Flora dżungli równikowej. Od prawej, imbir.
W jednej ze świątyń buddyjskich dowiedzieliśmy się, że na żółtych karteczkach napisane jest, w jakiej intencji modlą się wierni. Na większych karteczkach są ‘zbiorowe’ modlitwy, na mniejszych natomiast konkretne osoby. Zbiorowe modlitwy obejmowały akurat ofiary powodzi w Australii, trzesięń ziemi w Japonii i Nowej Zelandii.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz