wtorek, 29 marca 2011

Wezwania Allaha do modlitwy a lelaki pedzą na lewo

Miejski zgiełk uliczny z pędzącymi na motorkach rodzinami, nowoczesne centra handlowe i rozbrzmiewające wezwania do modlitw. To właśnie jest Kota Bharu - miasto na północnym wschodzie Malezji, tuż przy granicy z Tajlandią. Często traktowane tylko jako krótki przystanek do przekraczania granicy, nie roi się od turystów i to nas właśnie zachęciło do pozostania tutaj trochę dłużej. Ścisłe centrum miasta jest kompaktowe i odpowiednie do pieszych wędrówek. Znajduje się tutaj ośrodek kultury, który to organizuje różne występy kulturalne m.in. teatr cieni i pokazy malezyjskiego folkloru, na które bardzo chcieliśmy się wybrać. Niestety centrum było zamknięte w tym tygodniu, prawdopodobnie z powodu odbywającego się tutaj meczu piłki nożnej. Bo Malezyjczycy uwielbiają kopać piłę.

W mieście panuje ciekawy klimat. Jest nowocześnie, lecz trochę tajemniczo, ale tak naprawdę relaksująco. Miasto jest islamskim centrum Malezji i funkcjonuje zgodne z prawami Sharia. Znaczy to, że 5 razy na dzień odbywają się wezwania na modły w miejscach publicznych, przy czym mężczyźni pędzą do meczetu a kobiety… na zakupy. Niewielu spotyka się tutaj ‘ white fella’ i dlatego można sobie często uciąć pogawędkę z lokalnymi, którzy uśmiechają się przyjaźnie i zagadują do odwiedzających, pytając skąd jesteśmy i co nas tu przyciągnęło. Kobiety w pięknych kolorowych chustach, eleganckie i uśmiechnięte, wyglądają na zadowolone, dumne, a nie jak stereotypowo się myśli ‘na zachodzie’ stłamszone i zdominowane. Jest też barwny targ miejski, na który warto się wybrać by spróbować lokalnych potraw lub z balkonu przypatrywać odbywającym się tranzakcjom. Można tam też spróbować to, co lokalni jedzą na śniadanie np. roti lub laksę. Wiem, wiem trochę ‘ciężko’ na śniadanie, ale skoro inni to jedzą to musi coś w tym być. Było pyszne z resztą.

***Aha, żeby pobyt był przyjemniejszy, warto pamiętać, że Kota Bharu jest dość konserwatywne pod względem obyczajów. Aby bardziej wpasować się w tłum i przyciągać bardziej aprobujące spojrzenia lepiej nie paradować w skąpym odzieniu (krótki rękaw i spódnica/spodnie do kolan wystarczą). Aha i pamiętać, że panowie (po malajsku: lelaki) i panie stoją w osobnych kolejkach w supermarketach.

2011_03_19 D93 Perhentians to Kota Bahru 0102011_03_19 D93 Perhentians to Kota Bahru 023

Czekając na autobus. Spacer do hostelu.
2011_03_19 D93 Perhentians to Kota Bahru 0322011_03_20 D94 Kota Bahru 0092011_03_20 D94 Kota Bahru 0212011_03_20 D94 Kota Bahru 029
Śniadanie: roti canai plus kopi (kawa).

2011_03_20 D94 Kota Bahru 0322011_03_20 D94 Kota Bahru 030
Drobiowy urodzaj.

2011_03_20 D94 Kota Bahru 0332011_03_20 D94 Kota Bahru 036
2011_03_20 D94 Kota Bahru 0452011_03_20 D94 Kota Bahru 0632011_03_20 D94 Kota Bahru 064
Świat przypraw.

2011_03_20 D94 Kota Bahru 0682011_03_20 D94 Kota Bahru 076
Rzeka  Kelantan w Kota Bharu całkiem spora. Obok, kasa wyłącznie dla lelaków.

2011_03_21 D95 Kota Bahru to Penang 0032011_03_21 D95 Kota Bahru to Penang 007
Studentki szkoły pielęgniarstwa. Obok, tuż przed wyjazdem z Kota Bharu zjedliśmy obiad na stacji autobusowe w barze prowadzonym przez miłe małżeństwo. Bardzo się starali, żeby nam wszystko smakowało.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz