Może zabrzmi to zarozumialsko, ale od podróżowania trzeba… odpocząć. Ciągłe poszukiwanie schronienia, lub jak kto woli zakwaterowania, czy to w australijskim buszu, w zielonej czy betonowej dżungli, bywa męczące. Wyspy Perhentian na wschodnim wybrzeżu Malezji jawiły nam się jako idealne miejsce do odpoczynku. Swego rodzaju ‘wakacje od podróżowania’.
Z dżungli Taman Negara w czwórkę z Glorią i Romanem, złapaliśmy lokalny autobus do najbliższego miasta – Jerantut, skąd planowaliśmy przemieścić się pociągiem na wschód, a potem w kierunku wysp. Po dwóch godzinach wolnej acz malowniczej i relaksującej jazdy wysiedliśmy w Jerantut i ku naszemu zdziwieniu, nie mogliśmy zarezerwować pociągu. Okazało się bowiem, że nasze plany splatały się z malezyjskimi wakacjo-feriami, kiedy to pociągi cieszą się wzmożonym zainteresowaniem (na malezyjskie pociągi trzeba mieć miejscówkę). Musieliśmy więc przeczekać, żeby załapać się na nocy pociąg w kierunku Kota Bahu, następnie poranny autobus, który zamienił się a taksówkę (wyczerpała się nasza cierpliwość) i na koniec jeszcze łódkę na wyspy. Łódka, wbrew pozorom, charakterem przypominała torpedę, i przy wietrznej i deszczowej pogodzie, o mało nie zamieniła się w żółtą łódź podwodną. Po pół godzinnym skakaniu przez fale, zmęczeni i wdzięczni za łaskawy los, dotknęliśmy suchego lądu wyspy (Pulau Kecil, popularnej wśród backpackerów) i spędziliśmy tam kilka dni…
Pani biletowa. Współpasażerki. Stacja autobusowa w Jerantut.
Czekając na pociąg. Około 2-giej w nocy. 8 godzin później czekając na autobus, kiedy to straciliśmy cierpliwość.
Lokalny ruch na drodze.Pogoda była niespecjalna. Plecaki trzeba było owinąć w worki. Na zdjęciu nieświadomi tego, co nas czeka.
Łódka na Perhentian Islands. Chwila nieuwagi w tłumie i plecak rozcięty. Na szczęście nic nie zginęło.
Stali bywalcy wyspy.
Koralowo i kolorowo.
Relaks i kolacja.
Niestety morze wypluwa codziennie ogromnie ilości śmieci.
Trudno się jest zrelaksować spacerując wśród butelek, puszek i połamanego szkła. Co prawda istnieje program ochrony żółwi na wyspach, (które są prawie na wyginięciu), ale problem jest szerszy, bo w całej Malezji widać nieudolność zarządzania odpadami. Badania Uniwersytetu w Queensland, w Australii dowodzą, że 80 procent martwych żółwi ma w sobie resztki ludzkiej aktywności – pety papierosowe lub fragmenty plastikowych toreb.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz