Taman Negara po malajsku znaczy po prostu “park narodowy'” i chroni najstarszą dżunglę (130 milionów lat), która rozpościera się na obszarze ponad 400 tysięcy hektarów. Jest jednocześnie najbardziej popularnym parkiem narodowym w Malezji i stosunkowo łatwo dostępnym dla turystów. Z Cameron Higlands przemieściliśmy się tam mini-busem, którego wygodnie można było zarezerwować przez hostel. Podróż trwała prawie 4 godziny, po czym dotarliśmy do miejscowości Kuala Tembeling, skąd wskakuje się na łódkę, która 3 godziny płynie do wioski Kuala Tahan, będącej jednocześnie bazą do zwiedzania parku. Znajduję się tam kilkanaście hosteli i hoteli, kilka restauracji dryfujących na rzece, sklepik i inne potrzebne turyście przybytki. Wybraliśmy się na całodniowy spacer po dżungli. Było bardzo gorąco, wilgotno i prawie się zagotowaliśmy. Mimo, że poruszaliśmy się bardzo mozolnie, koszulki i tak można było wykręcać. Mimo wielkich oczekiwań, nie spotkaliśmy tygrysów, jeżozwierzy, za to huśtające się na drzewach gibony, jednego dzika i mnóstwo owadów. Aha, czyhały na nas słynne tutaj pijawki, ale przezornie odziani w długie spodnie, uniknęliśmy spotkania z krwiopijcami.
Od prawej: pijawka czyhająca na turystę na ścieżce.
Lniany. Czasem, chciało się złapać gałęzi, żeby pomóc sobie we wchodzeniu. Błąd!
Mucha ciągnąca zdechłego pająka.
Wędrowaliśmy w czwórkę. Obok nas, Gloria i Roman.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz