Postanowiliśmy zobaczyć delfiny. Nietypowe i dziwaczne delfiny z resztą (ale o tym następnym razem). Droga była długa i – co tu dużo mówić – męcząca. Zatrzymaliśmy się w miejscowości przystankowej - Kampong Cham na jedną noc, a właściwie to dwie. Jest to kolejne urocze miasteczko w Kambodży, które jest z dala, jak to mówią, od ‘wydeptanego szlaku turystycznego’. Główna ulica miasta przebiega wzdłuż rzeki Mekong. Ciekawostką są tutaj dwa mosty – jeden wielki i solidny (most Kizuna) a drugi tymczasowy i niebanalny (bambusowy). Oba świetne i bardzo odmienne. Łatwo można sobie pozwiedzać okolicę czy to piechotę czy to na rowerze i obserwować jak z nurtem rzeki, płynie codzienne życie mieszkańców.
Bambusowy most łączący ląd z wyspą Koh Paen.
Most jest widoczny i używany tylko podczas pory suchej. W czasie pory deszczowej zostaje zalany a po jej zakończeniu odbudowany.
Wioska na wyspie.
Mali mieszkańcy wyspy.
Kampong Cham – cmentarz i dom, w którym mieszkają mnisi.
Most Kizuna na rzece Mekong zafundowany przez rząd Japonii.
Most łączy wschodni i zachodni brzeg rzeki Mekong.
Widok z mostu na główną ulicę miasta. Obok, rozległy Mekong.
Porzucona francuska wieża obserwacyjna.
W srodku wieży.Zawrót głowy.
Mnisi wieczorową porą. Przyglądają się meczetowi na przeciwnym brzegu Mekong-u.
a dlaczego japończycy zafundowali im most?
OdpowiedzUsuńDlaczego? Chyba tak z dobrej woli jako pomoc w odbudowie Kambodży :)
OdpowiedzUsuń