niedziela, 27 lutego 2011

Bugatti Veyron i prosta droga

Nazwa Nullarbor pochodzi z łaciny i można ją rozszyfrować jako null=zero i arbor= drzew. Jest to podobno największy na świecie obszar jednolitego wapienia, który akurat znajduje się na południowym wybrzeżu Australii i łączy dwa stany (SA i WA).

 2011_02_12 D58 Nullabor WA 004

Dłuuuuuuuga prosta.

Nullarbor to jednak nie tylko nizina uboga w drzewa. Przez 1200 km ciągnie się tu bowiem legendarna australijska droga, kwintesencja australijskiego outbacku, ze słynnym odcinkiem 140-kilometrowej prostej! Nullabor nazywana jest czasem złośliwie Nulaboring i to nie bez uzasadnienia. Wyobraźcie sobie nizinny krajobraz, niską roślinność, pochmurny horyzont i siąpiący deszcz. Do tego kolorową mapę przygotowaną przez turystyczną propagandę reklamującą niebywałe ‘atrakcje’, które wzbudzają szczery podziw dla… bujności wyobraźni zespołu przygotowującego ten folder. Z utęsknieniem czeka się na oddalone od siebie o 200km roadhousy, (czyli australijskie zajazdy), pełniące kompleksową funkcję stacji benzynowej, ‘restauracji’, hotelu-motelu oraz kempingu. Każdy taki roadhouse-klon jest jednak gorzkim zawodem, gdzie kawę marnej jakości można kupić za 5 dolców, a szczytem kulinarnego mistrzostwa są… frytki i różne mrożone-smażone anty-frykasy. Aż się prosi, żeby program Masterchef zawitał tutaj i zrewolucjonizował outbackową kuchnię. Sporo mogliby się też nauczyć od wspaniałych polskich zajazdów i karczm przydrożnych.

Nullarbor ma jadak coś w sobie. Nullarbor jednoczy. Każdy napotkany, z którym wymienia się podrożnicze wrażenia, czy to ‘lokalny’ czy przyjezny, wydaje podobne westchnienia ku pamięci dla straconych godzin, minut i sekund, które ciągną się przecież w nieskończoność. Wnioski kierowcy były takie, ze nawet w Bugatti Veiron nie chciałby przekroczyć tej drogi jeszcze raz!

Ale mimo utraconego czasu, warto było ‘przekorczyć Nullarbor’.

Dojechaliśmy w końcu do stanu Zachodniej Australii. Plaże tutaj są przepiękne, piaski białe a roślinność interesująca i unikatowa. Zostaliśmy więc parę dni w okolicach miasteczek Esperance i Albany, gdzie spaliśmy w parku narodowym LeGrand. Napotkaliśmy też na grupę archeologów, którzy wraz z grupą Aborygenów kempingowali w rejonie już od miesiąca i razem penetrowali region w poszukiwaniu śladów i dowodów dawnej bytności, kiedy to przodkowie mogli swobodnie żyć, nie ucieśnieni przez ‘białego człowieka' . Tak to już jest w Australii, że jest wiele do zobaczenia i podziwiania, ale trzeba się najeździć i co najważniejsze, potrzeba czasu (czasem utraconego), żeby zawitać w te ciekawe zakątki!

2011_02_12 D58 Nullabor WA 002

Przynajmniej krasnale są podekscytowane.  Roadhouse przy  Nullarbor.

2011_02_11 D57 Nullabor SA 001

 

2011_02_14 D60 Cape Le Grand 049

 

2011_02_13 D59 Esperance do Cape Le Grand 010

Cape Le Grande National Park, Zachodnia Australia.

2011_02_13 D59 Esperance do Cape Le Grand 016

 

2011_02_13 D59 Esperance do Cape Le Grand 045

Czekając na zachód słońca.

2011_02_14 D60 Cape Le Grand 032

 

2011_02_16 D62 Albany 011

Szkielet największego wieloryba.

2011_02_16 D62 Albany 030

Odwiedziliśmy dawną stację wielorybniczą w Albany.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz